Dobra, dawno o niczym nie piszę - trzeba to zmienić! Dziś prosto, nieco psychologicznie i całkowicie od serca. ;)
Samoocena występuje w każdym z nas. Jeden ma lepsze zdanie o sobie, inny gorsze. Nie jest to rzeczą nową czy wielce odkrywczą. Problemy jednak zawsze zaczynają się gdy, któraś ze skali zaczyna dominować. Za wysoka samoocena skutkuje pysznieniem i często wzmożoną samolubnością. Za niska znowuż złym samopoczuciem, a nawet depresją. Samoocena ma to do siebie, że nie tylko zmienia psychicznie jej "nosiciela", ale potrafi również wpłynąć na ludzi naokoło tej osoby, a jej przechylenie, w którąś ze stron potrafi być w tym wypadku nieprzyjemne.
Ludzi z wysokim mniemaniem o sobie można dość szybko rozpoznać, jednak tych drugich już nie zawsze. Objawem niskiej samooceny jest przede wszystkim pouczanie innych. W ten sposób osoby dowartościowują się. Mówią o rzeczach, na których się nie znają i wygłaszają w tym temacie swoje racje. To trochę przykry zabieg.
Drugim objawem jest po prostu mówienie o tym. Najczęstszy pytanie (wśród kobiet przynajmniej, one mają większe problemy z samoakceptacją) to:
"- Jestem gruba?"
Powtarzane razy tysiąc dalej nie robi różnicy, ale zabieg pokazuję z jaką częścią siebie osoba ma problem. Komplement w tym wypadku nie zawsze zadziała, a gorzkie słowa dadzą się we znaki z podwójną siłą.
Trzecim objawem może (ale nie musi) być postawa i nieśmiałość np. siedzenie w kącie na przerwie czy czasem garbienie się.
Oczywiście na tych rzeczach nie możemy się opierać w 100%. Tak naprawdę w końcu najwięcej dowiemy się o człowieku gdy zobaczymy jak się zachowuje sam.
Ktoś Nieistotny ;)
PS: Smacznego jajka i wesołego Królika Wielkanocnego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz