wtorek, 22 stycznia 2013

Wirtualny świat VS Prawda o ludziach

Gdy chociaż przypadkowo usłyszę że np. ktoś gra w Word of Warcraft lub w cokolwiek innego i się przechwala, że ma 50, 80 czy tam 90 lvl zastanawiam się czy ta osoba posiada jakiekolwiek życie poza komputerem i wirtualnym światem.

Weźmy na przykład bardzo popularną serię „The Sims”. Wiele osób się wypiera, że w nią gra mówiąc, że jest to gra dla dziewczyn. Gdy przyjrzymy się tej grze bliżej zobaczymy jak bardzo lubimy manipulować życiem innych i mieć świadomość że ich los zależy wyłącznie od nas. Do The Sims wychodzą coraz to nowsze i bardziej wypasione dodatki, ale przecież te wszystkie wydane pieniądze po to aby naszym simom było lepiej i tak utopią się razem z nimi w ich własnym basenie z usuniętą drabinką.

Lub Minecraft. Osobiście to lubię tą grę i uważam, że jest całkiem spoko. Bardziej chodzi mi o rozgrywkę na serwerach. Już kilka razy byłam świadkiem gracza w diamentowej zbroi z zapalniczką w ręku goniącego kogoś innego. Z tego wynika, że ludzie lubią być lepsi od innych i to pokazywać w często "brutalny" sposób. Ale tak szczerze co ten gość w diamentowej zbroi dostanie z tego, że będzie uprzykrzał życie innym graczom? Ulepszony wirtualny miecz? A może powiększy mu się coś? ^^

Wiele ludzi jakich znam właśnie przez takie osoby przestało grać na serwerach. To smutne, że ludzie często zostają zniechęcani przez innych...

Denerwujący jest też czasem również czat i stosunek bardziej doświadczonych graczy do (często młodszych) początkujących. Potrafią być bardzo niemili, przeklinać, albo kłamać. Ostatnio jest to coraz większa rzadkość, ale denerwujące są takie ewenementy spotykane podczas zabawy.


Moim zdaniem o wiele lepiej spotkać się ze znajomymi i pójść na spacer niż wiecznie siedzieć przed komputerem. ;)

Pandzia

piątek, 11 stycznia 2013

Endorfiny, endorfiny, endorfiny...

Na wstępie dobrze by było powiedzieć czym są owe "endorfiny". Endorfiny to inaczej "hormon szczęścia". Sprawia iż jesteśmy weselsi i ogólnie lepiej się czujemy. Utrzymywanie odpowiedniego poziomu endorfin potrafi poprawić stan naszego życia osobistego i towarzyskiego, a nawet wpłynąć na satysfakcję z dnia dzisiejszego.

Czynności powodujące wzrost endorfin:
  • wysiłek fizyczny
  • spożywanie czekolady
  • uprawianie miłości (konkretnie sam orgazm)
  • czysty, beztroski śmiech (albo myślenie o nim) ;)
  • spożywanie (niektórych) intensywnych przypraw np. papryczka chili
  • taniec
  • branie niektórych używek (ale osobiście nie radzę)
  • (nie zawsze, ale czasem) akupunktura
  • świadomość bycia kochanym ^^

Dzięki endorfinom nasze życie może stać się lżejsze i piękniejsze. Są naszymi małymi 'pomocnikami' zawsze gotowymi do pracy przy naszym drobnym wkładzie.

Ktoś Nieistotny

czwartek, 10 stycznia 2013

Kinder Metale - nowa generacja

Ciekawe zjawisko można zauważyć w naszym mieście - na ulicy czy w szkole jest coraz więcej Kinder Metali. Można by powiedzieć, że rozmnożyli się po mieście jak mrówki. Nie ma to jak widzieć pewien rozłam hipsterów opanowujących wszysko co się da. Nieprzyjemne...

Kim jest Kinder Metal?
To w ogólnym pojęciu "infantylność umysłowa" (często coś koło 13 lat), która na siłę chce zostać metalem (zazwyczaj z powodu 'bo tak') i jara się jak kościoły w Norwegii z satanistycznych symboli, palenia, picia alkoholu, ćpania itp. wstawiając zdjęcia na swojego "fejsbóczka", pisząc o tym i ciągle mówiąc jakie to mieli "melanże". Denerwujące...
Taki ktoś udaje, że jest kimś kim nie jest, a tylko chciałby być kimś takim co absolutnie nie ma sensu, a może być wręcz... żałosne. Niska samoocena? Może... Brak swojego 'ja'? Na pewno. Nie przeszkadzałoby mi to gdyby nie było to tak.. na siłę?

Dzielmy się muzykę i ją szanujmy - w czasach niepokoju tylko ona nam zostanie.

Ktoś Nieistotny

PS: Ten post jest TYLKO o 'Kinder Metalach' i nie miał na celu obrażać zwykłych słuchaczy, albo metali. Tu chodzi tylko żeby nic na siłę i żeby cieszyć się muzyką. Każdy może być kim chce, ale niech nie robi to przeciwko swojej naturze ;)

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Stare, dobre Cartoon Network...

Z jakiegoś dziwnego powodu jedyną rzeczą jaką mi się nasówa na słowa "wczesne dzieciństwo" jest właśnie Cartoon Network. Jestem młodzieżą raczej wcześniejszej generacji i choć może nie do końca pojmuję całą, hmm... ideę tego wszystkiego to jednak najmłodsze lata dzieciństwa przeminęły mi na oglądaniu Samuraja Jack'a i Chojraka, którego z upodobaniem oglądałem razem z Mu i czasami z naszą drogą rodzicielką.

Tęsknię za tym, że można kiedyś było oglądać coś tak prostego jak i treściwego jednocześnie. Pomysły były genialne, kreska staranna, tła dopracowane, kolory dobrane - nic na 'odwal się'. Całe to zgranie dawało niesamowitą ilość satysfakcji i świadomość czystego szczęścia.

Epizody były bardzo różne - jedne miały dawać frajdę inne zawierały ważny przekaz. Niektóre (patrząc teraz) były naprawdę bardzo ciężkie i wpajały nam ważne wartości oraz uświadamiały Nas o czym kompletnie nie mieliśmy wtedy pojęcia.

Teraz tego już nie ma. Cała magia wyparowała daleko w górną warstwę atmosfery niczym balonik z helem. Ten balonik wędruje i wędruje i wędruje by w końcu wybuchnąć i zniknąć ze świata. Mimo wszystko ludzie nigdy nie zapomną o tym baloniku, no bo w końcu (przyznać się) kto nie chciał być jedną z Atomówek, albo nie walczyć kataną ze złem tak jak Samurai Jack? Kto we wspomnieniach nie ma zapisanego Cartoon Network?

W obecnej chwili ciężko natrafić na 'stare' odcinki na nowym CN. Zdarzają się naprawdę bardzo rzadko, lecz póki my pamiętamy to tak naprawdę to wszystko jeszcze żyje, a balonik dalej wędruje po nieboskłonie naszego serca...

Ktoś Nieistotny

środa, 2 stycznia 2013

Marka marką, ale osoba osobą...

Pełno bananów na ulicach mojego miasta. Gdzie nie spojrzeć tam markowe ciuchy i sprzęt elektroniczny. Dziwne, że daję się czasem wciągać do tego całego szaleństwa...

Converse i Vansy - dwa rodzaje najpopularniejszych butów. Czy nie łatwiej byłoby powiedzieć trampki i tenisówki? Czy to taka wielka różnica? Ktoś mi rzuci tu pewnie hasłem "wytrzymałość", które jednak zależy od indywiduum rzeczy, którego nie możemy przewidzieć tylko za pomocą firmy.

Rozmowy też wiecznie polegają na markach. Ludzie nie pytają o możliwości kolorów, ale o cenę, a co za tym idzie również o markę. Restyle, Rockmetalshop, H&M... Co za różnica? Czy naprawdę naszywka na ciuch, albo znaczek na komórce jest wart potrojeniu ceny rzeczy? A może czujemy się lepiej z myślą, że nosimy na sobie spodnie za 600 złotych i podwyższa to naszą samoocenę?

PS: Chwilą ciszy uczcijmy pamięć automatów do napojów w holu placówki, którą wszyscy świetnie znamy. Dnia 02.01.2013 roku opuściły nas zastąpione pustą podłogą i kasą. Bez was ten hol nigdy już nie będzie taki sam :(

Ktoś Nieistotny